poniedziałek, 23 czerwca 2014

Tusz do rzęs Max Factor False Lash Effect

Dziś parę słów o moim ulubionym obecnie tuszu do rzęs False Lash Effect z firmy Max Factor. Jest on dostępny w większości drogerii za 49,99 zł w cenie regularnej. Cena dość wysoka, ale spokojnie da się go ,,upolować" taniej na promocjach. Ja zapłaciłam za niego za pierwszym razem 30 zł, a za drugim 35 zł. Miałam okazję testować dwie wersje tego tuszu - podstawową, czarną (której używam obecnie) oraz wersję Fusion, fioletową (którą już zużyłam).


Pojemność tego tuszu to 13,1 ml, podczas gdy większość tuszy do rzęs ma pojemność ok. 9 ml. Wystarczył mi on na 5 miesięcy, inne tusze natomiast starczają mi na 3-4 miesiące.

Czym się różnią obydwie wersje tuszu? W przypadku wersji podstawowej producent obiecuje ,,efekt sztucznych rzęs", w przypadku wersji fioletowej obiecuje zwiększenie objętości i długości. To możemy wyczytać z opakowania, ale jak jest naprawdę? Według mnie są tą prawie identyczne maskary. Prawie, bo występuje jedna mała różnica, ale do niej jeszcze dojdę.

Przyjrzyjmy się szczoteczkom tych tuszy.

Jak widać, są one identyczne. Przed użyciem szczoteczka ta budziła moją obawę, bo nie dość, że jest ona silikonowa, a za silikonowymi szczoteczkami jak do tej pory jakoś nie przepadałam, to jeszcze wygląda jak wybrakowana, wyliniała. Jednak - o dziwo - całkiem nieźle maluje się nią rzęsy. Nabiera odpowiednią ilość tuszu, powoli dozując ją też na rzęsy. Dla niektórych może być to mankamentem, bo żeby mocno wytuszować rzęsy, to trochę trzeba się namachać, jednak dla mnie to zaleta. Dzięki temu mogę osiągnąć zarówno delikatny, jak i mocny efekt, poza tym rzęsy się nie sklejają, ani nie tworzą się na nich grudki. 

Na pochwałę zasługuje też trwałość, gdyż nieraz zdarza mi się nosić makijaż przez kilkanaście godzin, a pod koniec dnia rzęsy wyglądają niemal tak, jak zaraz po pomalowaniu.

Jeśli chodzi o kolor, to zawsze używam tuszy czarnych. I tutaj dochodzimy do różnicy pomiędzy wersją czarną a fioletową. Otóż kolor wersji fioletowej to nie jest prawdziwa, mocna czerń, troszeczkę wpada ona w szary. Powinna pasować blondynkom, czy kobietom, które wolą uzyskiwać makijażem bardzo naturalny efekt. Wersja w czarnym opakowaniu zawiera również prawdziwie czarny tusz. Ta różnica sprawia, że dla mnie wygrywa wersja podstawowa.

Oczywiście efektu takiego jak po sztucznych rzęsach samym tuszem nie osiągniemy, ale na pewno bardzo wydłuża on rzęsy. Pogrubia oczywiście też, natomiast pod tym względem nie jest to jakiś spektakularny efekt, ale mnie on odpowiada. Co do podkręcania - nie jestem w stanie się wypowiedzieć, gdyż z natury mam podkręcone rzęsy :) 

Ogólnie tusz bardzo polecam, dla mnie jest to tusz idealny i na razie nie szukam innego. Myślę, że jeszcze przez kilka dobrych opakowań zostanę przy tym :)



piątek, 20 czerwca 2014

Lakier Essie Ole Caliente

Nie da się ukryć, że uwielbiam lakiery do paznokci, a moją ulubioną ich marką jest Essie. Dziś przedstawię kolejny produkt tej firmy :)
Ostatnio na moich paznokciach zagościł lakier o bardzo adekwatnej na ostatnie dni nazwie Ole Caliente (hiszp. Niech żyje ciepło) i równie adekwatnym, ciepłym odcieniu.

Ole Caliente to ciepły koral o bardzo zmiennej, w zależności od oświetlenia, barwie. Czasem bardziej wpada w pomarańcz, czasem w róż, a czasem wygląda wręcz jak pomidorowa czerwień.
W słońcu




W chłodnym świetle dnia (zdjęcie robione po kilku dniach od pomalowania, co widać po odprysku ;) )

Zalety:
+ Szybkość wysychania
+ Trwałość
+ Piękny, niebanalny kolor
+ Pędzelek - szeroki

Wady:
- Szybkość gęstnienia w buteleczce - mój egzemplarz wymagał po raz kolejny dodania dużej ilości rozcieńczalnika

Lubię wracać do tego koloru, zwłaszcza w słoneczne dni :-)



wtorek, 17 czerwca 2014

Lakier My Secret 148 Mint

Niedawno na moje paznokcie trafił nieco zapomniany element mojej lakierowej kolekcji, czyli 148 Mint z szafy My secret. Jest on dostępny za ok. 8 zł. w drogerii Natura. Jak sama nazwa wskazuje jest to odcień miętowy, jednak delikatnie wpadający w błękit. W buteleczce dostrzec możemy delikatny, srebrny shimmer, który jednak na paznokciach nie jest widoczny.


 Sama nie wiem, czemu przez tak długi czas go nie używałam. Stwierdzam, że jest to naprawdę dobry lakier za bardzo przystępną cenę.

Plusy:
+ Szybko schnie
+ Długo trzyma się na paznokciach - u mnie wytrzymał 4 dni bez żadnego odprysku czy obtarcia!
+ Kolor - bardzo ładna, choć nie do końca klasyczna mięta
+ Konsystencja - idealna, nie za rzadka, nie za gęsta
+ Cena :)

Minusy:
- Pędzelek - To niestety wada tego lakieru. Jest malutki i krótki. Być może dobrze sprawdzi się na małych i wąskich paznokciach, ale na moich musiałam się nieźle namachać i namanewrować, by pokryć dokładnie całą płytkę
- Krycie - Potrzeba minimum dwóch, a najlepiej trzech warstw, żeby zakryć płytkę, jedna warstwa tworzy tylko smugi.

Pomimo tych wad, lakier z czystym sumieniem polecam. Jeżeli macie wprawę z malowaniu paznokci, to pędzelek nie będzie stanowił dla Was dużego problemu, a i słabe krycie można zrekompensować dając po prostu trzecią warstwę :)



środa, 16 kwietnia 2014

Paletka do brwi Catrice

Niedawno, po dwóch latach użytkowania, wykończyłam paletkę do brwi Essence. Byłam zadowolona z samego produktu, ale niezadowolona z jego tandetnego, niepraktycznego opakowania, dlatego zaczęłam poszukiwania jego następcy. Została nim paletka do brwi z firmy Catrice - dostępnej w drogerii Natura oraz Hebe. Za paletkę zapłacimy 16-17 zł.

Po otwarciu opakowania naszym oczom ukazują się da cienie - jeden ciemnobrązowy, drugi nieco jaśniejszy - oraz mini-lusterko.


Dodatkowo z boku opakowania jest szufladka, w której znajdziemy skośny pędzelek do nakładania cienia ze szczoteczką do brwi oraz malutką pęsetkę.



Cienie wyglądają na dość jasne, ale zapewniam, że dają na brwiach wyraźny, ładny efekt. Jestem brunetką z dość ciemnymi, choć nie czarnymi brwiami. Do ich podkreślenia używam obydwu cieni z paletki. Gdy chcę osiągnąć w miarę naturalny, pasujący do codziennego makijażu efekt, nasadę oraz środek brwi pokrywam jaśniejszym cieniem, a jedynie koniec zaznaczam ciemniejszym. Do makijażu wieczorowego używam ciemniejszego cienia na całą brew.
Aplikację bardzo ułatwia skośnie ścięty, cienki pędzelek, co jest ważne zwłaszcza, gdy manewrujemy przy końcówce brwi. Jedyne, co mam mu do zarzucenia, to trochę zbyt miękkie włosie, ale i tak sprawuje się świetnie.


Co do mini-szczoteczki do brwi i mini-pęsetki to są to tak naprawdę dodatkowe bajery, którymi zbyt wiele nie zdziałamy.

Plusy paletki:
+ Estetyczne, eleganckie, dość wytrzymałe opakowanie
+ Kolory cieni, które możemy dopasować do niemal każdego koloru włosków i do każdej okazji
+ Łatwość aplikacji
+ Poręczny, wygodny w użyciu pędzelek
+ Możemy za jej pomocą zarówno przyciemnić nasze brwi, jak i dorysować te, których brakuje ( dzięki cieniutkiemu pędzelkowi)

Minusy:
- Dla czarnych brwi cienie są za jasne
- Trwałość bez wielkich rewelacji - cień wytrzyma na brwi kilka godzin, ale nie cały dzień  

Do moich potrzeb paletka nadaje się znakomicie i ja jestem z niej bardzo zadowolona :) 





wtorek, 25 marca 2014

Essie Midnight Cami

Wczoraj na moich paznokciach zagościł nieco ciemniejszy kolor - Midnight Cami z firmy Essie, czyli ciemny, atramentowy granat z niebieskim shimerem. W sztucznym, słabym świetle wygląda wręcz jak czarny :) Oto jak prezentuje się na moich paznokciach:


Łatwo się rozprowadza, choć trzeba to robić ze szczególną dbałością, bo przy tak ciemnym kolorze każda nierówność i niedoskonałość jest widoczna. Konsystencja odpowiednia, choć mój egzemplarz po 6 miesiącach od kupienia wymagał dodania paru kropel rozcieńczalnika. Bardzo dobra trwałość - u mnie trzyma się on ok. 5 dni. Szybko wysycha, a po wyschnięciu mocno się błyszczy.

Ciekawostka :)
W pewnym artykule wyczytałam, że Midnight Cami to ulubiony lakier aktorki Kristen Stewart :)


sobota, 22 marca 2014

Podkład Rimmel Wake me up

Dziś przedstawię Wam jeden z elementów mojego codziennego makijażu - podkład Rimmel Wake me up.

Posiadam najjaśniejszy odcień, czyli 100 Ivory. Do mojej jasnej cery pasuje on idealnie, chociaż pewnie latem, gdy moja skóra będzie opalona, będę musiała przerzucić się na ciemniejszy. Kupiłam go w Rossmannie w listopadowej promocji -40% i wówczas zapłaciłam za niego ok. 25 zł, w sprzedaży regularnej kosztuje on  ok. 43 zł.

Podkład zawiera filtr SPF 15, który chroni nas przed fotostarzeniem się skóry.

Opakowanie zawiera pompkę, co ułatwia nam aplikację produktu.

Konsystencja jest raczej rzadka i lekka, dlatego też najlepiej rozprowadza mi się ten produkt wklepując opuszkami palców, a następnie rozcierając. Gąbka czy pędzel wchłonęłyby znaczną część produktu. Do zwykłego, dziennego makijażu na pokrycie całej twarzy wystarcza mi ok. 3/4 pompki, gdy jest to makijaż wieczorowy zużywam jedną pompkę. Dzięki rzadkiej konsystencji produkt łatwo się  rozprowadza, jednak ma tendencję do wchodzenia w pory, tak więc nie nadaje się za bardzo dla posiadaczek dużej ilości mocno rozszerzonych porów. Daje efekt lekkiej, naturalnie wyglądającej poświaty, co nadaje twarzy wypoczętego wyglądu (nazwa Wake me up bardzo adekwatna! :)). Nie wysusza, nie podkreśla skórek, ani zmarszczek, co przy mojej suchej skórze jest bardzo ważne. Krycie zależy od ilości nałożonego produktu. Gdy nakładam na twarz niecałą pompkę to efekt jest naturalny, nie widać za bardzo, że mam na twarzy podkład, jednak koloryt jest delikatnie wyrównany. Natomiast gdy nałożę całą pompkę lub trochę więcej, to krycie jest mocne; naczynka, przebarwienia, drobne wypryski niewidoczne. 
Jeśli chodzi o wydajność, to ja używam tego podkładu codziennie od 4 miesięcy i zostało mi jeszcze ok. 1/3 opakowania.

Czy polecam?

To zależy :) Jeśli tak jak ja masz suchą cerę z nieznacznie rozszerzonymi porami (lub wcale) i sporadycznie występującymi wypryskami, to prawdopodobnie będziesz zadowolona z podkładu. Natomiast jeśli masz tłustą cerę i mocno rozszerzone pory to po użyciu będziesz mieć świecącą buzię i podkreślone pory - w tym wypadku odradzam. Ja natomiast jestem bardzo zadowolona z tego produktu i planuję zakup kolejnej buteleczki :)

czwartek, 13 marca 2014

Essie Super Bossa Nova

Za oknem wiosna i słońce, zatem nabrałam ochoty na jakiś radosny, wiosenny kolor na pazurkach. Padło na cyklamenowy róż, czyli Essie Super Bossa Nova. Posiadam ten odcień w 5 ml wersji mini.

 Niestety, wersja ta posiada cienki pędzelek, a nie duży, szeroki, za który tak lubię pełną wersję lakierów z Essie. Przez to też w niektórych miejscach na moich paznokciach nie udało mi się uniknąć smug.

Kolor lakieru to wyrazisty, ciemny róż z połyskującym, jasnoróżowym shimerem. Idealny na lato :) Już pierwsza warstwa dobrze kryje. Schnie dość szybko. Co do trwałości, zauważyłam, że nieco szybciej niż w innych ,,Essiakach" ścierają się brzegi. Być może jest to kwestia tego konkretnego egzemplarza, a może po prostu taki jest ten kolor - nie wiem. Lakier ten natomiast nie odpryskuje, więc można zamalować brzegi i manicure wygląda jak nowy :)

Tak wygląda na moich paznokciach:

Prawda, że pięknie wygląda i mieni się w słońcu?

Pozdrawiam serdecznie :)


poniedziałek, 10 marca 2014

Pomadka Wibo Eliksir

Zachęcona filmikiem nissiax83 kupiłam ostatnio pomadkę Wibo Eliksir.


Mój wybór padł na kolor nr 3, czyli dość szalony jak na mnie jaskrawy róż. Kojarzy mi się on nieco PRL-owsko ;) Niestety, zdjecie trochę przekłamuje kolor.


Pomadkę udało mi się kupić w promocji za 7,29 zł. W cenie regularnej kosztuje ona niewiele wiecej - niecałe 9 zł. 
Aplikacja produktu jest bardzo prosta i szybka. Łatwo się rozprowadza dając efekt delikatnie błyszczących, mocno pokrytych kolorem ust. Takie połączenie szminki i błyszczyka :) Jeżeli macie problem z tym, że pomadka roluje Wam się na ustach, czy podkreśla skórki, to ten produkt może być rozwiązaniem, gdyż ma lekką, nawilżającą konsystencję. Na moich ustach produkt ten wytrzymuje ok. 1-1,5 godziny, co może rewelacyjnym wynikiem nie jest, ale tak to już chyba po prostu jest, że pomadkę trzeba ciągle poprawiać :) Ciężko było mi uchwycić to, jak szminka w rzeczywistości wygląda na ustach, jednak to zdjęcie oddaje to najlepiej:
Powiem szczerze - gdyby nie tak niska cena, nie zdecydowałabym się na zakup takiego intensywnego odcienia. Jednak kupiłam i absolutnie nie żałuję, bardzo dobrze czuję się z takim nieco szalonym kolorkiem na ustach. Być może zdecyduję się też na kolejne odcienie.
Podsumowując, produkt wart jest polecenia, zwłaszcza do suchych ust. Za niską cenę mamy dobrej jakości kosmetyk. Dwie rzeczy, do których można się przyczepić, to dość tandetne opakowanie oraz niska trwałość szminki, ale dla mnie to po prostu tak już jest z produktami do ust ;) 
Pozdrawiam serdecznie i zapraszam na następne kosmetyczne recenzje :)

piątek, 14 lutego 2014

Essie Russian Roulette

Ostatnio na moich paznokciach zagościł lakier z firmy Essie o nazwie Russian Roulette. Nazwa ta budzi we mnie dość makabryczne skojarzenia, ale chyba dośc trafne, bo w buteleczce lakieru zastajemy ,,krwawy" kolor.

Decydując się na niego spodziewałam się zwykłej, klasycznej czerwieni, jednak trochę mnie ten lakier zaskoczył. W zależności od oświetlenia wydobywają się z niego tony pomarańczowe czy koralowe albo nieco wpadające w malinę.
W chłodnym świetle pochmurnego dnia


I w słońcu

Jak na lakier Essie przystało, jakość rewelacyjna. Szeroki pędzelek ułatwia aplikację, lakier nie smuży i bardzo szybko wysycha. Ma niezbyt mocne krycie, co przy moich krótkich paznokciach nie stanowi problemu, jednak przy dłużych prawdopodobnie potrzebnych będzie ok. 3 warstw, by nie odznaczał się wolny brzeg paznokcia. Na moich paznokciach przy nałożonych 2 warstwach odznaczały się delikatnie półksiężyce na kciukach. Trwałość świetna. U mnie po 6 dniach paznokcie miały jedynie lekko poobcierane brzegi i na upartego mogłabym jeszcze je poprawić i ze 2 dni nosić.
Generalnie lakier bardzo dobry. Pozytywnie zaskoczył mnie niebanalnym kolorem, ma też rewelacyjną trwałość, co dla mnie w lakierach jest bardzo ważne. Mogę z czystym sumieniem polecić :) 

Czas zacząć!

Witajcie! Startuję z kosmetycznym blogiem, którego pomysł chodził mi po głowie już od jakiegoś czasu. Będę zamieszczać tu recenzje używanych przeze mnie kosmetyków. Myślę, że skupię się głównie na kosmetykach kolorowych, choć od czasu do czasu pewnie trafi się i coś z pielęgnacji. A tak naprawdę to wszystko wyjdzie w praniu :-) Zaczynamy!